Dzisiaj podpalaczami Polski i burzycielami demokracji nie są ci, którzy domagają się praw obywatelskich, lecz ci, którzy obywatelom tych praw odmawiają.
Czy Ukraińcy, którzy wyszli na Majdan, a wcześniej stworzyli pomarańczową rewolucję, protestowali przeciwko demokracji, czy też o tę demokrację walczyli? Reżim Janukowycza w 2004 r. fałszując na Ukrainie wybory, nazywał protestujących bandytami, oskarżał o działalność antypaństwową, groził nieobliczalnymi konsekwencjami. Nie zmieniło to jednak faktu, że to protestujący wywalczyli demokrację.
Dzisiaj władza w Polsce, która nie potrafi, a nawet nie za bardzo chce przeprowadzić uczciwych wyborów, wysuwa podobne argumenty wobec protestujących, jak Jaruzelski w stanie wojennym czy Janukowycz na Ukrainie. Oczywiście Polska nie przypomina dzisiaj ani nocy stanu wojennego, ani nawet tego, co działo się u naszego wschodniego sąsiada dziesięć lat temu. Niestety, nie przypomina też krajów o utrwalonej demokracji. Władza godzi się na wyborcze szwindle, widząc, że nie zostanie za to ukarana.
Dziennikarzy reżimowych nie oburzyły nie tylko ogromne nieprawidłowości w wyborach, lecz nawet aresztowanie kolegów z innych mediów. Być może jest to dzisiaj największy problem polskiej demokracji – totalne skundlenie środowiska medialnego. Po tym, jak zakrzyczano katastrofę smoleńską, bezkrytycznie powtarzając wszystkie produkty rosyjskiej propagandy, środowisku medialnemu udała się rzecz niemal równie przerażająca – ukrycie morderstwa politycznego w Łodzi w 2010 r. Niemal skutecznie schowano przed opinią publiczną fakt, że ataku terrorystycznego na biuro PiS dokonał działacz Platformy Obywatelskiej. Po czymś takim skorumpowanym rządowymi pieniędzmi dziennikarzom nie było już trudno tuszować kolejne afery. Do katalogu niegodziwości doszło jeszcze wspieranie niszczenia mediów i dziennikarzy, którzy nie zgadzali się na taki stan rzeczy.
Dzisiaj słyszę, że obywatelski protest przeciwko niszczeniu demokracji jest dowodem stronniczości. Ja sprawę stawiam dokładnie odwrotnie – tłumaczyć się powinni ci, którzy nie protestują. Tak jak ze swojej bierności powinni się tłumaczyć pracownicy reżimowych mediów w stanie wojennym. Jeśli cię nie kupili – chodź z nami. Jeżeli nie chcesz, żeby twoich kolegów wsadzano do więzienia – chodź z nami. Jeżeli nie chcesz, by wybory były fikcją – chodź z nami.
Dziennikarze mają prawo i obowiązek protestować, gdy niszczone są obywatelskie wolności. Jedną z tych wolności jest prawo do własnych poglądów i wyborów zgodnie z własnym sumieniem. Ja się swoich praw nie wyrzeknę. Ja jestem obywatelem, wolnym obywatelem. Mnie nie zastraszą ani nie kupią.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr 50/2014 z dn. 10.12.2014.