Kiedy przystępowano do projektu zmiany w Polsce systemu sowieckiego, w kręgach moskiewskich i komunistycznej bezpieki zakładano, że musi nastąpić istotne poluzowanie, jeżeli chodzi o partie polityczne, cenzurę i drobny biznes. Rynki finansowe, własność największych mediów i służby specjalne miały zostać zdominowane przez ludzi starego systemu. Jednak pozostał jeszcze jeden istotny zwornik postkomunistycznego projektu – sądy. Trudno coś zmienić w sądach, gdy legalność tych zmian oceniają one same. Co gorsza, oceniają legalność wszystkich zmian. Nie ma znaczenia, kto dzisiaj staje w obronie skostniałego systemu sprawiedliwości. Świadomie lub z głupoty jest używany do obrony postkomunizmu. Nie chodzi nawet o przeszłość tych ludzi, lecz o sieć powiązań towarzysko-biznesowo-politycznych, które wymuszają chęć obrony postpeerelowskiego sądownictwa – ostatniej zapory przeciwko jakimkolwiek reformom w Polsce. Trudno nie oburzać się na przykłady odbierania dzieci rodzicom za to, że są za biedni, ale ludzkich tragedii jest o wiele więcej. Ledwo sami obroniliśmy się przed całkowitą próbą zniszczenia naszych mediów przez nadgorliwych sędziów, a rany liżemy do dzisiaj. W Polsce istnieją ustawy rażąco sprzeczne z konstytucją. W myśl ich zapisów prywatne instytucje niemal dowolnie mogą nakładać obowiązkowe daniny na niektóre podmioty. Czy kiedykolwiek którykolwiek sąd zapytał Trybunał Konstytucyjny o legalność tego procederu? A czy nie jest to przypadkiem obowiązek sędziego, który widząc, że może narobić szkód, stosując takie prawo, powinien sprawdzić, czy w ogóle wolno je stosować?
Takich problemów są setki. Bez zmiany tego stanu rzeczy po prostu nie da się poprawić zarówno życia ludzi, jak i całych sektorów państwa.
Z całą pewnością czeka nas lawina wystąpień autorytetów prawnych – nie wszyscy są ludźmi starego systemu. Wielu o nieco lepszej przeszłości też zostało uwikłanych w obronę status quo w wymiarze sprawiedliwości. Właśnie tacy są im potrzebni. Robią to ze względu na środowiskową solidarność, interesy albo po prostu ze zwykłej głupoty. Bez względu na to, jakich użyją argumentów, ostatecznie chodzi o obronę systemu, który został 30 lat temu zaprojektowany na Kremlu. To, że tego nie wiedzą, do końca ich nie usprawiedliwia.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr 47/2015 z dn. 25.11.2015r.