Pamiętam, jakie opory budziło przyznanie przez kluby „Gazety Polskiej” tytułu człowieka roku Davidowi Cameronowi. Nie zgadzaliśmy się z jego polityką dotyczącą spraw prawno-obyczajowych, a potem jeszcze doszła awantura o przywileje socjalne dla emigrantów, wśród których Polacy stanowią istotną część. Jednak nagrodę przyznano, bo większość klubowiczów doceniła walkę Camerona o suwerenność w ramach Unii Europejskiej. Osobiście sądziłem, że może nam się przydać sojusznik, który w sprawach międzynarodowych myśli podobnie jak my.
Spore kontrowersje budziło też przyznanie przez „Gazetę Polską” nagrody dla premiera Węgier Viktora Orbána. Wprawdzie od lat jeździliśmy na Węgry w ich narodowe święta, ale po wybuchu wojny na Ukrainie drogi trochę nam się rozeszły. Uważaliśmy jednak, że walka o suwerenność w Unii jest warta nagrody „Gazety”. Orbán na nią zasłużył.
I co się po latach okazało: Orbán i Cameron stanęli po stronie Polski, gdy demokratycznie wybrane władze w Warszawie chciały się upomnieć o nasze prawa w UE. Niemiecki atak na legalne instytucje państwa okazał się tak silny i brutalny, że spowodował u co bardziej lękliwych panikę. Szybkie spotkanie Kaczyńskiego z Orbánem, a potem Orbána z Cameronem powstrzymało Niemców. Obydwaj premierzy, z Budapesztu i Londynu, nie zrobili tego z miłości do Polski, ale w swoim dobrze pojętym interesie. Przez lata budowane nici współpracy zaowocowały wspólnym wystąpieniem.
Nie bez znaczenia była tu akcja klubów „Gazety Polskiej” i tysięcy naszych czytelników. Do akcji obrony dobrego imienia Polski włączyły się setki tysięcy internautów. Redakcje europejskie i politycy po prostu zostali zalani listami od Polaków. Nasze media i kluby to pewnie w warunkach III RP najbardziej szalona inwestycja. Szalona, ale zobaczcie, jak bardzo skuteczna.
Nie przegap!
Już wkrótce w „GP” specjalny dodatek: „Henryk Sienkiewicz w »Gazecie Polskiej«”.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr 2/2016 z dn. 13.01.2016r.
Komentarze