Parę lat temu trafiłem nagle do szpitala. Wieziono mnie właśnie na zabieg, gdy rozdzwonił się mój telefon. Zdenerwowany adwokat tłumaczył, że przed chwilą dostał pozew od kontrwywiadu wojskowego i z dnia na dzień mam się stawić w sądzie. Tyle samo było czasu na odpowiedź na pismo. Sprawa dotyczyła Smoleńska. Źle się czułem, więc poprosiłem kilkakrotnie o powtórzenie tej informacji. Sąd poinformował nas o sprawie jeden dzień przed i niemal nie dał szansy nawet na przeczytanie wniosku. Chodziło o pozew o duże zadośćuczynienie, które mogło nas wtedy wykończyć. Adwokat wystąpił o wyłączenie sędziego, oczywiście tego nie zrobiono. Złamanie wszelkich procedur sędzia i trójka decydująca o jego pozostaniu w składzie orzekającym tłumaczyła jakimiś odniesieniami do prawa prasowego, choć była to zwykła sprawa o naruszenie dóbr osobistych. Oczywiście sędziego w obronę bardzo brała „Gazeta Wyborcza”. Na tym gangsterstwo wymiaru sprawiedliwości się nie skończyło. Panie prawniczki z kontrwywiadu wojskowego próbowały na sali zastraszyć mojego adwokata. Nie wolno było niczego samemu nagrywać, bo przed wejściem na salę sędzia kazał wszystkich rewidować. Nagranie wykonane przez sąd okazało się w tym miejscu mocno zagłuszone. Moja mecenas pamięta, że panie z kontrwywiadu powoływały się na doskonałe relacje z sędzią, który chciał mnie osądzić w jeden dzień od otrzymania pozwu. Potem panie z kontrwywiadu proponowały mojej adwokat jakieś spotkania poza sądem.
To tylko jedna z bardzo wielu spraw. Wchodzili bezczelnie w nasze życie, inwigilowali nas, niszczyli nasze firmy, kompromitowali, fabrykując fałszywe oskarżenia, skłócali…
Pora, by ponieśli za to odpowiedzialność.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr 20/2016 z dn. 18.05.2016r.