Dokładnie rok temu po raz pierwszy zaśpiewaliśmy „Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie”.
Tuż po wygranych wyborach parlamentarnych przy kolacji głowiłem się, co dać jako tytuł na czołówkę tygodnika. Siedziałem wtedy w restauracji gruzińskiej z jednym z naszych udziałowców, Andrzejem Salskim, emerytowanym dziennikarzem, który przeznaczył oszczędności swojego życia, by podtrzymać istnienie „Gazety Polskiej” i Telewizji Republika. Takich ludzi było co najmniej kilkoro. Warto o nich pamiętać, bo kierując się sercem, pomogli w najtrudniejszych chwilach.
Naprawdę nie wiedziałem, jak opisać ten sukces. Wybraliśmy swojego prezydenta i większość parlamentarną. Przed Polską otwierały się wymarzone szanse. Można wreszcie zacząć zmieniać nasz kraj. Teraz już można!
Pan Andrzej chciał mi pomóc w ustaleniu tytułu, ale wszystkie nasze pomysły wyglądały banalnie. Zastanawiałem się, po co jest to zwycięstwo, czego chcieliśmy najbardziej, czego Polacy chcą najbardziej? Nie ma nic bardziej polskiego niż wolność. Kiedy wyrzekamy się wolności, tracimy siebie. Trzeba było Bogu podziękować właśnie za wolność. Od smoleńskiej tragedii przecież co miesiąc o nią prosiliśmy.
Wygrana w 2015 r. unieważniła polityczne skutki tamtej zbrodni. Oczywiście wspaniałych ludzi, którzy zginęli pod Smoleńskiem, nikt nie przywróci. Ale w ich miejsce przyszli ich wychowankowie i przyjaciele. Liderem i sternikiem zwycięskiego obozu był Jarosław Kaczyński. Nowy prezydent to polityczny wychowanek Lecha Kaczyńskiego. W rządzie znaleźli się głównie ludzie, którzy szli z nami przez ostatnie lata. Wyjaśnianiem tragedii smoleńskiej zajął się już w randze ministra Antoni Macierewicz, który zaczął wreszcie odbudowywać polską armię. Bardzo lubiana polityk Beata Szydło została premierem. Nie ukrywam, że byłem chyba jednym z niewielu prawicowych dziennikarzy, którzy ucieszyli się z nominacji Mateusza Morawieckiego na głównego kreatora polskiej gospodarki. Morawiecki to wizjoner, a Polacy kogoś takiego potrzebowali.
Oczywiście jak do każdej władzy przylepiło się i tu trochę błota. Trzeba przyznać, że PiS dosyć szybko je strzepnął. Zrobili trochę szkolnych błędów i kilka jeszcze zamierzają zrobić, ale przynajmniej trudno im zarzucić, że chodzi im tylko o własną kieszeń.
Co do nas, to jak pewnie Państwo widzą, pojawiło się trochę reklam. Dla porównania: za PO mieliśmy ich średnio sto razy mniej niż tygodniki o podobnym zasięgu, a teraz dwadzieścia pięć razy mniej. Postęp jest. Prenumerata nie wzrosła. Telewizja Republika oberwała okropnie. Zabrano nam 60 proc. kluczowych pracowników, a sponsorzy tam raczej masowo nie przyszli. Pupilkiem TVP też specjalnie się nie staliśmy. Na szczęście Jacek Kurski przestał już wierzyć, że moim jedynym planem jest pozbawienie go stanowiska. Jesteśmy trochę na dystans, nie z własnego wyboru, ale w życiu poszukiwanie sprawiedliwości dla siebie robi tylko wrzody w układzie pokarmowym. Kurskiemu życzę, by mu ta łódka utrzymała się na wodzie.
W tym czasie próbowano nam rozwalać kluby „GP” za granicą, wykorzystując oddalenie, osobiste rozgrywki i naiwność ludzi. Najpierw chciano to zrobić w Europie, a gdy się nie udało – w USA. Za każdym razem okazywało się, że dla reformatorów bardzo ważne jest to, by pokazać Żydom, gdzie raki zimują, szczególnie przed szczytem NATO, i by odciąć się od pomocy Ukrainie. Przypadek?
Trudna ta nasza wolność. Ale kochani, wolność ma wszystkie smaki i to właśnie jest w niej najlepsze.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska' nr 45/2016 z dn. 09.11.2016 r.
Komentarze