Moi Kochani Czytelnicy, proszę mi wybaczyć ten sposób zwrócenia się do Państwa, ale czytelników „GP” traktuję jak swoich przyjaciół. Jesteśmy razem już dwadzieścia cztery lata. Wiele, bardzo wiele wydarzyło się w tym czasie w Polsce, w gazecie i również w moim życiu. Niemal jego połowę spędziłem razem z Państwem. Mamy czytelników, którzy tradycję kupowania „GP” przejęli od swoich rodziców. Nasz zespół zasilają dziennikarze urodzeni po wydaniu pierwszego numeru „GP”. Przeżywaliśmy tu śluby, narodziny i rozstania. My jednak zawsze byliśmy razem. Nie wiem, jak długo Bóg pozwoli mi jeszcze kierować „Gazetą Polską” i całym powstałym przy niej koncernem, ale czuję się dzisiaj częścią wielkiego łańcucha tradycji zapoczątkowanej 190 lat temu przez Maurycego Mochnackiego. Musieliśmy bardzo ciężko pracować, by zasłużyć na dołączenie do niej. Mam nadzieję, że moi następcy, kiedykolwiek się pojawią, będą potrafili docenić dzieło tych prawie dwóch wieków służby Polsce. A z obecnej epoki „Gazety Polskiej” docenić trzeba to, co jest naszym największym sukcesem: żywy kontakt z czytelnikami poprzez kluby „Gazety Polskiej” i na organizowanych przez nas masowych imprezach. Tego, co zrobiliśmy, nikt nam już nie odbierze.
Dzisiaj wychodzi ostatni numer „Gazety Polskiej” w szacie gazetowej. Od następnego numeru stajemy się magazynem. Coś się kończy, coś zaczyna…
Nie zmienia się jedno: służba Polsce.
***
Tuż przed zamknięciem numeru dowiedziałem się o śmierci Tomasza Moraczewskiego. Był udziałowcem „GP” niemal od samego początku. Dwanaście lat temu zaproponował, żebym to ja został redaktorem naczelnym. Tomek przez ostatnie lata był moderatorem portalu niezalezna.pl.
Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie…
Żegnaj, przyjacielu.
Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr 8/2017 z dn. 22.02.2017 r.